piątek, 3 lutego 2017

BZDURKI SPOD KLAWIATURKI: podsumowane stycznia

Dzień dobry się z Państwem.
Obiecałam, że podsumuję po miesiącu swoje "dokonania" związane z moją organizacją pracy  po stworzeniu sobie plannera... No i jak wyglądam z tymi "sukcesami", skoro wg notatek w  plannerze post miał być napisany i opublikowany na blogu 1.02, a jest dwa dni później? ;)
Na wyniki takich postanowień, postępów na pewno ma znaczenie nie tylko konsekwencja, planowanie, ale kurczę,..wiele też i takie na które nie mamy za bardzo wpływu: samopoczucie, zdrowie, pogoda, nieprzewidziane wydarzenia.
Ad rem jednak..


Założenia dotyczą przestrzegania dnia pracy - tutaj pod koniec miesiąca poległa kwestia... znaczy... wróciłam - wbrew zamierzeniom -  do nocnego trybu pracy, ponieważ Gnomy, jak i ja odczuwamy pylenie leszczyny. gnomy smarkające w domu ( głównie Frank), mimo że same się sobą zajmą, to jednak mnie rozpraszają, nie umiem wtedy w totalnym skupieniu pracować. Do tego włączają się wyrzuty sumienia, konieczność odpowiadania na słowotok Franka...

DIALOGI NA CZTERY NOGI. 
Zasłyszane rano:
Jagna: Franiu, możesz być koniem! Pamiętasz, jak w Spławach stawałeś dęba?
Frank; O tak!
Jagna: Franiu, stępem, stępem...
***
Wychodzę z sypialni. widzę Franka w dżokejce, w rękawiczkach jeździeckich podskakuje wzdłuż przedpokoju.
Ja ( zaspana): Franiu, co robisz?
Frank: Jestem na wybiegu z moim kucykiem...
KURTYNA

Założyłam, że przede wszystkim będę pracowała w większej dyscyplinie za dnia, aby wieczory spędzać z W albo przy książce. I właściwie PRAWIE jestem konsekwentna: dużo więcej czasu spędziliśmy razem, w miarę regularnie czytam ( czego nie "wyczytam" w danym dniu, nadrabiam następnego). Menu tygodnia raczej sukcesywnie układam zawczasu ( w niedzielę wieczorem), ale jestem przygotowana też na "zmianę planu" ( gotowe mrożonki, przetwory od babci Gosi), gdy mam tyle zajęć, że wiem, iż nie wyrobię się z gotowaniem. W przygotowywaniu obiadów pomaga mi też Jagna.
Generalnie, sam fakt, że zapisuję każdego wieczora (nocą) sobie plan dnia, sprawia, że staram się potem go przestrzegać - nawet jeśli mam poświęcić na to noc.
W międzyczasie też gdzieś tam wyczytałam dwa zdania na temat właśnie godzinowego planowania sobie pracy. Nie pogłębiłam tego tematu, przyznaję, ale te dwa zdania pozwoliły mi niejako "uświadomić sobie", uzmysłowić, że to, iż po 12 godzinach zamiast intensywnie i z zaangażowaniem popracować jeszcze przed kompem tępo patrzę w monitor, nie jest wynikiem mego lenistwa, ale... zmęczeniem materiału ;)  Zaczęłam zatem tworzyć godzinowy plan dnia z naprzemiennymi czynnościami: zawodowymi i domowymi, które pozwolą na to, by np. po 4 godzinach malowania, umysł odpoczął i ... sobie wstawiam pranie ;) Potem 2 godziny ( przykładowo) odpisuję na mejle, tworzę oferty, by potem zrobić sobie przerwę w "myśleniu" w postaci wyjścia na spacer z psem lub pojechaniem po Franka do przedszkola na miętowym rydwanie.
Kolejna sprawa jeszcze! Założyłam sobie, że muszę albo inaczej... CHCĘ tworzyć w miesiącu 2 "kreatywne projekty", czyli takie, które stworzę albo dla siebie, albo na jakieś wyzwanie. W każdym razie nie związanych z... che, che z pracą, ale - dla odmiany - z przyjemnością, wolną chwilą ;) W tym miesiącu oprócz wyzwania CAS - stworzoną kartką, wymalowałam do salonu ławę - duże wyzwanie... Po chyba 5 latach zrealizowane ;)
A! I kwestia wyzwań foto!
Jak widzieliście - właściwie dałam radę - może czasem z poślizgiem, ale jednak nie poddałam się i pstrykałam mimo czasami bardzo niesprzyjających warunków świetlnych, pustki w głowie w zakresie pomysłów. ;) I nie, nie robiłam nic na siłę, choć - przyznaję - nie z taką pieczołowitością, z jaka zamierzałam...
Minusy?... Jest... Założyłam, że w niedzielę będę prasowała koszulki  na cały tydzień Gnomom i W. Pierwsza niedziela - sukces... w męczarniach, bólu, trudzie, poczuciu beznadziei wyprasowałam wszystko... następna niedziela: ja zapomniałam o tym, rodzina zapomniała mi wybrać, które rzeczy mam im wyprasować i... to zapomnienie kultywujemy do dziś... Nobody perfect... (wyszło szydło z worka! Jagodzianka nie prasuje! ).

Za miesiąc znowu opowiem Wam o swoich "sukcesach przyrzeczeniowych", jeśli będzie o czym ;).
Przy okazji jestem ciekawa, czy Wy od nowego orku macie podobne plany co do przebiegu dnia. wielu z Was - z tego co wiem - także pracuje w domu. Jak sobie radzicie? Macie jakieś triki? Może coś bym "uszczknęła" z waszych pomysłów, by sobie ulepszyć wyniki pracy.
Do widzenia się  Państwem,
Jagodzianka.

2 komentarze:

  1. Prawie 3 lata pracowalam w domu... zazwyczaj 16-20h na dobe z malymi przerwami. Wielki szacun za organizację <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja już tak działam 2,5 roku. I zazwyczaj tyle godzin co Ty - ale nie tylko dlatego,że kiepska była organizacja pracy, ale że było tyle roboty. Teraz się powoli zaczyna robić podobnie, ale myślę, ze własnie to organizowanie sobie czasu sprawi, ze będzie efektywniej. A co za tym idzie - jednak krócej niż 24/24 ;)

      Usuń