Nie znam bardziej czasochłonnej, ciężkiej i odpowiedzialnej, a także kosztownej pracy niż wychowanie dzieci. I najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie stworzono szkół, które kształciłyby rodziców. Nie możemy, posiadając papierek w ręku z tytułem "mgr rodzic", podjąć decyzję o posiadaniu potomstwa i profesjonalnego nimi się zajęcia.
Są, owszem, różne programy o super nianiach, które mają pomóc rodzicom w rozwiązywaniu trudnych problemów wychowawczych. Ale tu znowu napotykamy na problem, ponieważ każde dziecko to osobowość i indywidualność. To, co działa na jedne, wcale nie znaczy, że będzie dobrym rozwiązaniem dla drugiego. I rodzice są różni, ich poglądy oraz sądy na temat dzieci.
Staram się być dobrą matką.... Jednak, tak jak chyba wszyscy rodzice, miewam problemy z pociechami, mam poczucie porażki i tego, że popełniam gdzieś błędy, które mogą zaważyć na ih przyszłym życiu.
Utrudnieniem w wychowywaniu dzieci jest na pewno bagaż doświadczeń z naszego dzieciństwa i młodości. Zauważcie, że często -będąc dzieckiem-obiecaliśmy sobie, że nie będziemy postępowali jak nasi rodzice i nie popełnimy ich błędów. Po czym po latach zauważamy (lub robimy to zupełnie nie dostrzegając podobieństwa), że nasz stosunek do dzieciaków jest prawie identyczny. To jest bardzo silne, bo mieści się głęboko w naszej podświadomości.
Ostatnio miałam takie wrażenie, że moja Jagoda jakoś oddala się od nas. Zamknęła się w sobie, a przede wszystkim nie reagowała na moje polecenia i prośby. Obawiałam się, że z dzieckiem trzeba iść do laryngologa ;), więc wykonałam najpierw test. Głośno ją poprosiłam, by posprzątała w swoim pokoju. Zero reakcji. Kilka następnych prób zakończyło się podobnie. Szeptem, będąc w drugim pokoju, zapytałam, czy chce czekoladę. Przybiegła od razu. Uffff... Czyli ze słuchem jest wszystko w porządku :):):)
Zastanawiałam się wciąż, jak mam mówić, żeby dzieci mnie słyszały i wtedy przypomniałam sobie o książce, o której kiedyś słyszałam:
"Jak mówić żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać żeby dzieci do nas mówiły"-Adele Faber,Elanie Mazlish.
Zdanie rozpoczynające pierwszy rozdział przekonało mnie, że warto było wydać 30 zł:
"Byłam wspaniałą matką, zanim miałam jeszcze własne dzieci. Doskonale wówczas wiedziałam, dlaczego inni mają z nimi problemy. Później zostałam matką trojga urwisów." Słowa te bowiem pokazywały, że autorki podręcznika również błądziły, popełniały błędy i
szukały dróg do rozwiązania problemów wychowawczych i nie będą mówił z pozycji wszystkowiedzących bez porażek mam. I tak jak nie przepadam za amerykańskimi publikacjami, i tak jak nie lubię tego ich specyficznego języka, tak tu przekonałam się do proponowanego schematu komunikowania się z dziećmi. Mimo że jeszcze często powracam do starego modelu zachowania, m.in. zrzędzenia, monologowania, to widzę efekty. Autorki tej książki zalecają przede wszystkim zmianę w postrzeganiu uczuć naszych dzieci - by wsłuchać się w uczucia dzieci, nazywać je i nie negować a rozumieć. Co jeszcze się mi podoba w tej propozycji postępowania z dziećmi, to zalecenie, by również mówić, co my czujemy, co nam się nie podoba i czego nie akceptujemy. Pamiętam, jak kiedyś oglądałam jakiś odcinek z serii super niani i autorka programu uważała, że jako dorośli powinniśmy powstrzymywać się od emocji, nie okazywać złości, smutku czy frustracji w relacjach z dziećmi. We mnie budził się bunt, bo ja nie jestem cyborgiem i mam potrzebę pokazywania np. Jagodzie, gdy coś się mi nie podoba, albo coś sprawia mi smutek lub radość.
Dużo bym mogła pisać o tej książce pań Faber i Mazlish i pewnie niejeden raz będę do niej wracała i Wam referowała jakieś istotne wg mnie porady i spostrzeżenia.
Pozdrawiam bardzo serdecznie, życzę udanej niedzieli i wielu pięknych chwil spędzonch z Waszymi dziećmi,
Jagodzianka.